Legenda o testamencie Inków i skarbach w jeziorze Titicaca.
W połowie XVIII wieku mieszkała na Podolu rodzina Berzewiczych, drobnej szlachty spokrewnionej z potężnym rodem węgierskim, do którego należała wcześniej fundacja zamku niedzickiego. Młody Sebastian Berzewiczy, przeżywszy nieszczęśliwą miłość do córki bogatego sąsiada, wyruszył w poszukiwaniu zapomnienia na wschód. Najpierw przebywał wśród Kozaków, gdzie rozwijał wojenne umiejętności, ale burzliwa natura pędziła go dalej, do Indii: W tym czasie wybuchło powstanie Sipajów, Sebastian walczył po ich stronie z angielskimi kolonizatorami. W końcowym okresie powstania udało mu się z garstką Sipajów opanować okręt angielski i uciec z pogromu. Walcząc z flotą króla angielskiego zaciągnął się pod banderę hiszpańską i uprawiał korsarstwo. Wreszcie trafił Sebastian do Ameryki Południowej - od dwóch wieków zamorskiej prowincji, kolonizowanej przez Hiszpanię. Pełniąc tam funkcje w administracji hiszpańskiej, poznał i zainteresował. się oryginalną kulturą miejscowych Indian. Poznawszy w Peru córę rozgromionego rodu książęcego ożenił się z nią i miał jedno dziecko; Uminę.
Tymczasem Inkowie, w okrutny sposób traktowani przez najeźdźców, raz po raz zrywają się do walki. Powstanie, które wybuchło w 1781 roku skończyło się po pięciu latach ponownym pogromem Inków. Podstępnie zwabiony do Cuzco pod pretekstem układów zostaje stracony wódz powstania - Tupac Amaru z rodu Atahualpy. Wtedy jedynym pretendentem do tronu inkaskiego pozostał Andreas, bratanek straconego wodza, noszący również nazwisko Tupac Amaru, który ożenił się z córką Sebastiana Uminą Berzawiczy. W obliczu klęski powstania Sebastian wraz z rodziną uciekł do Włoch. Resztki wielowiekowego skarbu Inków ukryto gdzieś w jeziorze Titicaca, a ich część miała być zatopiona w głębinach zatoki Vigo u wybrzeży Hiszpanii.
Lecz również w Italii Sebastian Berzewiczy nie zaznał spokoju. W 1797 roku w tajemniczych okolicznościach zasztyletowany został Andreas Tupac Amaru, a Sebastian w obawie o życie swoje i Uminy oraz jej jednorocznego syna, prześladowanych przez inkwizycję hiszpańską, ucieka na Węgry. Korzystając z protekcji poznanego przypadkwo na audiencji u papieża przeora klasztoru augustianów w Krakowie przybył na zamek niedzicki, którym władał wtedy hrabia Horvath de PaJocsy. Sebastian myślał nawet o wykupieniu pradziadowskiej fortecy ale do pełnej transakcji nie doszło, Horvath przyjął tylko sztukę złota inkaskiego jako zadatek.
Pewnego dnia Sebastian Berzewiczy wraz z gospodarzami wybrał się na polowanie. W tym czasie na zamek wtargnęli wysłannicy hiszpańskiej inkwizycji i chora wówczas Umina została przez nich zasztyletowania. Szczęściem jej syn Unkas został w porę przez służbę ukryty. Wkrótce do Niedzicy przyjechał bratanek Sebastiana, Wacław Benesz Berzewiczy, baron de Doridangen, człowiek bezdzietny, choć żonaty, właściciel zamku Krumłów na Morawach. Dziwnym zbiegiem okoliczności na zamku pojawiła się też delegacja Prześwietnej Rady Inków. W ich obecności spisany został akt adopcji jednorocznego syna Uminy - wnuka Sebastiana Berzewiczy -Unkasa, przez Wacława Benesza Berzewiczy i akt zaprzysiężenia wobec Boga i Wielkiego Wirakocchy. Posłuchajmy fragmentów tego testamentu, który w 1946 roku został odnaleziony w archiwum kościoła Św. Krzyża w Krakowie:
"Ja, Wacław Benesz de Berzewiczy, Baron de Dondangen, przysięgam wobec Męki Pańskiej, Prześwietnej Rady Emisariuszy Inków i J O Stryja mego Sebastyjana, uczynionych dzisiaj uchwał ostatniej Prześwietnej Rady być kuratorem i rzetelnym wykonawcą. Antoniego Inkasa legityme wnuka J O Stryja mego Sebastyjana, sierotę jedną wiosnę liczącą, dla uchronienia go jak i edukacji przystojnej za swego wraz z małżonką mam przyjąć, takoż do ksiąg wpisać, takoż nazwisko nasze, tytuł i splendor rodu mam dać, by tym pewniej pochodzenie Rzeczonego Antonia zakryć i od pościgu prześladowców uchronić. Szczególnie obliguje się za namysłem i życzeniem Prześwietnej Rady Antoniowi Inkasowi wiernie wyjawić powierzoną mu w owym jednie celu tajemnicę Inkasów jako z trzech wieków i w trzech częściach skarbu złożonego. A to jako mana proporia, dla pamięci i konfirmacji pod dyktat zapisuję. Pierwszej od Inkasa Tupaca Amaru w Titicaca, dalej za sprawą jego pradziada pod Vigo zatopionej i ultimo przez Prześwietną Radę Emisariuszy Inków złożonych tu nieużytych sum. Na czas absencji Strya mego Sebastyjana obliguję się na ostrożnej mieć uwadze, umówiony i przyrzeczony przez Panów Horvathów Paloczajów wzamian za wypożyczone sumy, zwrot ongi bezprawnie rodzinie nasze odebranego gniazda naszego Dunajec, któren to zamek my Sebastian i Wacław Berzewicze, jako synów nie posiadający, deklarujemy z krwi naszej pochodzącemu Inkasiowi Antoniemu na azyl bezpieczny a akademiją uciekinierom i wygnańcom z Jego ziemi i rodu zapisać. Zaprzysiężono wobec wzwyż wymienionych Anno Domini 1879 Die 21 Juny w kaplicy na zamku Dunajecz."
Końcowy akapit testamentu mówił jeszcze o sporządzeniu jego kopii w "lingua keczua" - czyli węzełkowym języku kipu. Po sporządzeniu tego aktu zabrał Wacław Antoniego do Krumłowa, natomiast niedługo później. Sebastian, mający 99 lat, został ranny w czasie pojedynku o dziewczynę w sieni kasztelu frydmańskiego; przewieziony do Krakowa, po kilku miesiącach zmarł w klasztorze augustianów. Antonio Unkas Benesz, wychowany na Morawach, ożenił się z Polką, Barbarą Rubinowską, córką oficera napoleońskiego i gospodarzył na Morawach. Był jedynym spadkobiercą skarbu Inków, ale nie zajmował się tajemnicą, która przyniosła jego rodzinie tyle nieszczęść. To samo przykazał swoim synom i sprawa poszła w zapomnienie. Jeden z synów Unka - Ernest, mieszkał w Galicji, gdzie budował kolej, a potem był poszukiwaczem nafty. Jego syn Jan jest ojcem całkiem współczesnej nam postaci Andrzeja Benesza, rodem z Bochni.
Andrzej Benesz, znając powiązania swojej rodziny z lnkami, przystąpił do poszukiwań dokumentów. On właśnie w 1946 roku odnalazł testament w archiwum kościoła Św. Krzyża i wiadomość o miejscu ukryciu testamentu Inków sporządzonego w języku kipu. Kierując się tymi informacjami, w dniu 31 sierpnia 1946 roku znalazł ukryty przed 150 laty przedmiot pod ostatnim stopniem schodów pierwszej bramy wiodącej na tzw. górny zamek niedzicki. Była to ołowiana rura, a w niej pęk rzemieni pokrytych pismem węzełkowym: Rzemienie były zaopatrzone na końcach w zło blaszki z wydrapanymi napisami- "Titicaca", "Vigo" i "Dunajecz". Paza Beneszem, który sporządził protokół z wydobycia, nikt niedzickiego znaleziska nie widział w oryginale. Znalazca wręczył go podobno w Krakow: upełnomocnionym przedstawicielom Ameryki Południowej w celu zabezpieczenia i odczytania, a potem ślad po testamencie Inków zaginął.
Interesująca jest jedna, z wersji legendy mówiąca o tym, że Umim nie będąc katoliczką (nosiła wszakże imię indiańskie) nie została pochowana w krypcie zamkowej, lecz gdzieś na polach koło Sromowiec. Razem z jej srebrną trumną miała być pochowana część skarbu Inków. Być może więc, że sromowieckie pola kryją w sobie cząstkę tajemnicy legendarnej już opowieści sprzed półtora wieku o skarbach Inków w Niedzicy.